czwartek, 28 stycznia 2010

Z życia "tfurcy" część 8 - Moje marudzenie

Dziś będzie bez grafik, kociaków czy panienek. Wpis też będzie krótki, ale w końcu jak ma się bloga, to takie rzeczy też tam mogą trafić. Przez ostatnie 3 miesiące załatwiałem firmę. Jeździłem, dowiadywałem się, wystawałem w kolejkach w sądach, urzędach i innych instytucjach. Ganiałem jak z pieprzem, żeby wszystko załatwić. W końcu wszystko miałem. Wszystko wypisane, gotowe, uchwały spółki podjęte, aport wniesiony, załatwiony notariusz i w ogóle, dopasowane na ostatni guzik. I po tych strasznych 3 miesiącach w urzędach, które mocno przypominają nadal pocztę z filmiku poniżej, okazało się... że nic takiego nie musiałem robić. Przez przypadek (i z nudów), przeczytałem wydrukowane zarządzenia na korytarzu - i okazało się, że połowa załatwiania i pracy poszła na marne. Bo wcale nie było potrzebne! Noż niech to cholera weźmie! Dobrze, że dowiedziałem się o tym podczas stania w sądzie, a nie po fakcie (i poniesieniu pewnych kosztów). No i dobrze, że się nie dowiedziałem o tym przy paniach, które mi tak "pomagały", bo poddałbym w wątpliwość pare ich cech, przy użyciu słów, łamiących kanon dobrego wychowania.



A poza tym, dziś ostatni dzień głosowania na maskotkę polskiej edycji Savage Worlds. Czy Ty już głosowałeś?. Ja tymczasem wracam do rozdziału czwartego podręcznika, bo później czeka mnie przygotowanie sklepu internetowego oraz dogranie na ostatni guzik edycji limitowanej SWEPL.

Do poblogowania już niedługo! Obiecuję - będzie ciekawie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz